Maseczki w płachcie to moja miłość (do czego przyczyniły się maseczki koreańskie), dlatego chętnie próbuję różnych wersji dostępnych na rynku. Tym razem sięgnęłam do rodzimej firmy - L'biotici. Skusiłam się na wersję aloesową i węglową korzystając z promocji w Hebe, kupując je za połowę wcale niemałej ceny (regularna wynosi 20zł).
Produkt
Najpierw zdecydowałam się na wersję aloesową, która ma za zadanie oczyścić i jednocześnie zregenerować naszą skórę. Producent obiecuje, że efekt będzie widoczny już po pierwszym użyciu, jednakże zabieg dla optymalnego i trwałego efektu powinno powtarzać się 1-2 razy w tygodniu, czyli tyle, ile ogólnie powinno się stosować maseczki.
Maska jest zapakowana podwójnie - z wierzchu znajduje się karton będący osłoną dla właściwej torebki z maseczką.
Aplikacja
Przebiega standardowo, jak na tego typu maseczki przystało, co producent oznajmił na opakowaniu. Maska jest mocno nawilżona, ale nie cieknie z niej. Płachta jest wykonana z dosyć grubego materiału, który nie za bardzo chce współpracować - za duże maski z cienką tkaniną można spokojnie przyklepać do podbródka, ta jednak na to nie pozwala i odstaje. Co więcej jest bardzo nieforemna, wycięcia są poprowadzone w taki sposób, że niezbyt dobrze układa się ją na twarzy. Słowem, aplikacja nie należy do najłatwiejszych jak na maskę w płachcie.
Działanie
Maska nawilża i jest łagodna, nie podrażniła mnie w żaden sposób. Nie zauważyłam żadnego oczyszczenia swojej cery, ani rozjaśnienia pozostałości po niedawno zagojonych zmianach skórnych. Jest w porządku, ale szczęka z wrażenia mi nie opadła. Jest po prostu średnia aż do bólu.
Skład
Tu się trochę poprzyczepiam, bo producent kusi naturalnością. Na opakowaniu znajduje się informacja, że sok z aloesu w maseczce jest stuprocentowy i stanowi główny składnik aktywny. Ponadto możemy przeczytać, że maska ta jest pozbawiona parabenów i SLS. A jak to wygląda w rzeczywistości? Soku jest sporo, znajduje się na czwartym miejscu w składzie. Oprócz niego wysoko znajduje się także gliceryna i ekstrakt z portulaki pospolitej. Szkoda tylko, że dalej niestety mamy już głównie mało przyjemne substancje jak alkohol, konserwanty czy substancje zapachowe.
Pełen skład: Aqua, Butylene Glycol, Glycerin, 1,2-Hexanediol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Sodium Hyaluronate, Portulaca Oleracea Extract, Alcohol, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Phenyl Thrimethicone, Dipotassium Glycyrrhizate, Phenoxythanol, Carbormer, Arginine, Xanath Gum, Sodium Polyacrylate, Trisodium, Ethylhexylglicerin, Parfum, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate.
Podsumowanie
No powiem wprost - dupy mi nie urwała. Plus za to, że aloesu, gliceryny i portulaki jest całkiem sporo jak na ogólnodostępną maskę typowo drogeryjną Minus za nieprzyjemną tkaninę i dużo chemii. A ja chemię wybaczam, ale wtedy, gdy widzę robiące wrażenie efekty. Jednak największą piętą achillesową jest cena - maski azjatyckie są coraz lepiej dostępne, w tym stacjonarnie, a ich ceny wahają się od 10 do 40zł. W tym wypadku propozycja L'biotica nie wypada zbyt korzystnie, skoro jakość nie jest zachwycająca, lecz jedynie niezła. Dlatego też raczej jej nie polecam i sama więcej jej nie kupię. Chociaż kusi mnie ta wersja bąbelkująca, ktoś może mi ją polecić (lub odradzić...)? :P
Cena: 20zł
Pojemność: 23ml
PAO: jednorazowego użytku
Chyba nigdy nie używałam żadnej maseczki z tej firmy..
OdpowiedzUsuńI lepiej niech tak zostanie, szału nie ma, a cena wygórowana ;)
UsuńNie kusi mnie tym bardziej, że z aloesowymi produktami muszę uważać ;/
OdpowiedzUsuńO, a to dlaczego, uczulenie? Mi akurat aloes służy, więc mój zawód był duży :(
UsuńFajnie tu u Ciebie :) zostaję :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz :)
UsuńTa wersja mnie akurat nie kusi :) ale jakiś czas temu pisałam o tej bąbelkowej wersji więc zapraszam na bloga :)
OdpowiedzUsuńNie używałam jeszcze żadnej maski w plachcie,ale chętnie wypróbuję jakąś dobrą:) ta jakoś mnie nie przekonała :) obserwuje i pozdrawiam, tysiatestuje.blogspot.de :)
OdpowiedzUsuńZnam kilka wartych uwagi, wkrótce o nich wspomnę, dziękuję za obserwację :)
UsuńBardzo lubię maseczki tego typu, jednak z reguły ich ceny odpychają od siebie, zwłaszcza że są jednorazowego użytku :/
OdpowiedzUsuńMój blog
To prawda. Ja fundusze znalazłam rezygnując z palenia, cena paczki fajek jest równa akurat jakiejś maseczce, a to na pewno dużo lepszy i zdrowszy nałóg... ;)
Usuń